Dzień 3 rozpoczęłam od wstania o 5.45 i zrobienia kanapek do pracy N. Przeziębienie nadal się utrzymywało, straciłam nawet głos. Miałam się już nie kłaść, bo chciałam wykorzystać wolny czas, ale jednak postanowiłam jeszcze trochę pospać. O 7.25 zadzwoniła koleżanka z pracy czy nie chcę z nią jechać na carboot, ale jak usłyszała mój głos od razu wiedziała, że nie pojadę. Spałam do 10.00 a po przebudzeniu wzięłam się za czytanie przez godzinę "Cień wiatru". Do czytania zrobiłam elektrolity.
Po godz czytania poszłam zrobić śniadanie z mojej aplikacji fitastycznie. Były to płatki ryżowe z mlekiem, bananem, kiwi, malinami i czekoladą.
Po śniadaniu zabrałam się za swój program zarobkowy i zrobienie kawy latte. Zjadłam też ostatni kawałek upieczonego przeze mnie keksu z jabłkami i kawałek czekolady.
Stwierdziłam, że czas też zadbać o siebie, więc wleciał peeling, tonik i maseczka do twarzy.
Przyszedł czas na zieloną herbatę, w międzyczasie odebralam list, a właściwie kartę do telefonu. Przy herbatce wyszukałam i kupiłam na Ebay wisiorek z motywem książki.
Po 12 wrócił N z pracy i niestety pokłóciliśmy się. To jednak zostawię dla siebie, co było powodem kłótni. Ze złości włączyłam film na Netflix. Padło na pierwszy na liście filmów do obejrzenia, mianowicie horror "The Invitation ". Polski tytuł "Zaproszenie". Nie podobał mi się jednak, bo po pierwsze do horroru było mu daleko, po drugie nie przepadam za filmami o wampirach. Oglądając film masowałam stopy rollerem zakupionym w secondhandzie.
W połowie filmu postanowiłam zrobić drugie śniadanie, choć tak naprawdę godzina była bardziej na obiad. Tym ranem wybrałam z aplikacji wrap z rukolą, żółtym serem i pieczarkami. Do tego zaparzyłam miętę.
Po śniadaniu włączyłam dwa prania i wyszukałam na Ebay zakładkę do książki. Spodobała mi się, że ma kształt telefonu oraz sama grafika.
Nadszedł czas na obiad. Dla N. ziemniaki, schabowy z kurczaka i sałatka z pekinki, marchewki i jabłka. Dla mnie gnocchi z marchewką, kurczakiem i pieczarkami. Do obiadu zaparzyłam pokrzywę i dołożyłam jabłko.
Potem znów chwila czytania książki, witaminki (D, magnez, żelazo, E, multi) i sprzątnęłam pół godziny kuchnię.
Przyszedł czas na zrobienie kolacji, czyli naleśników z serem białym, malinami i bananem. Wybrałam najmniejszą patelnię jaką miałam w domu, bo tylko ona nadawała się do tego, by naleśniki nie przyklejały się i zachowały nienaruszony kształt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz