poniedziałek, 31 stycznia 2022

Wracam, mój fit weekend.

Dawno mnie nie było. Cierpię na totalny brak czasu, a jak go mam to wtedy nie mam motywacji by tu coś naskrobać. No ale czas pomału wrócić dla samej siebie. Co u mnie? Od 3 miesięcy intensywnie ćwiczę w domu i jestem na diecie 1700-1800 kcal. Schudłam prawie 6 kg i widzę maleńkie efekty, jeśli chodzi o moje ciało. Z rozmiaru 14 spodni zeszłam na 10. I głównie gotowanie ostatnio pochłania mój czas, bo niestety przygotowanie i szukanie diet nie jest takie proste jakby się wydawało. No ale czasem trzeba się poświęcić jeśli chce się coś osiągnąć. 

Jeśli chodzi o inne aspekty życia jest ok. Byłam na kilku imprezach, więcej spaceruję, czytam już 4 książkę w tym roku. Za to bardzo zaniedbałam się w pielęgnacji (chociaż czasem zrobię coś dla swojej twarzy) i w ogarnianiu domu. Jednak nie będę już tu wracać do tego co było wcześniej tylko skupię się na dniach obecnych, czyli weekendzie.

W pracy w piątek było ok, nie za ciężko, nie za lekko. Na szczęście ominęło mnie mycie maszyn, bo szefowa dała moją koleżankę do tego zadania. Po pracy miałam dylemat czy iść spać, bo mało spałam czy iść do sklepu TK MAXX itp. Wybrałam to drugie. I zaszalałam. Kupiłam sobie dwie pary butów po około 25 funtów każde. Nie mogłam się zdecydować które wziąć, więc....wziełam obie pary :P 

 


 

Byłam już na zakupach w różowych i są całkiem wygodne, ale też jest to rozmiar 7. Zawsze kupowałam 6. 

Przy okazji połaziliśmy z P. po całym sklepie i zakochałam się w dodatkach do domu. Ale u mnie to normalne, kiedy jestem w takim sklepie. Najchętniej wyniosłabym stamtąd wszystko. Szukałam m.in. ładnego słoiczka na owsiankę, ale nie znalazłam. Kupiłam tylko balsam do ciała, bo stary pomału się kończy i gumki do włosów. Nie za bardzo był tym razem wybór w balsamach, wzięłam więc ten który wydawał mi się najlepszy pod względem zapachu. 

 


 

I ostatni mój zakup to kamienie gua sha, które do tej pory jeszcze nie miałam okazji użyć, bo muszę bardziej się zagłebić w temat jak je odpowiednio stosować by nie zaszkodzić sobie i swojej twarzy. Ogólnie muszę zrobić sobie jakiś plan pielęgnacji i się go trzymać, bo lata lecą a zmarszczek przybywa coraz więcej. Muszę też wprowadzić w swój rytm dnia picie większej ilości wody, a póki co piję coraz mniej. No ale pomału, małymi krokami do celu. Nie od razu Rzym zbudowano. (Tak sobie tłumacz :P)

 


 

W UK, a pewnie nie tylko tutaj pomału już wystawiają rzeczy na Wielkanoc. Oczywiście lubię oglądać wszelkie zajączki, baranki itp ale myślę że styczeń to trochę za wcześnie by cieszyć oko takimi dekoracjami. No ale cóż, nie ode mnie to zależy, więc łapcie parę zdjęć z TK MAXX.









Po pracy zrobiłam sobie na obiad kaszę jaglaną z warzywami. Smakowało tak sobie, ale starałam się ładnie wszystko podać więc myślę, że trochę to zrekompensowało mi smak dania. Potem padłam spać i niestety treningu nie zrobiłam ani zaplanowanych placuszków bananowych na kolację.




SOBOTA

 

Sobotę przesiedziałam całą w domu. Na śniadanie zrobiłam sobie czekoladową owsiankę z borówkami. Nastpnie kawka, coś słodkiego i wyznaczyłam sobie 30 minut czytania. Obecnie czytam 4 książkę z 52, pt. Genialna przyjaciółka, tom1. Wiem już że się nie wyrobię w styczniu by skończyć czytanie 4 książek miesięcznie, ale nie poddaję się bo wierzę że w tym roku uda mi się pierwszy raz ukończyć wyzwanie. Będę się starać. 

 



 Sobotę spędziłam głównie na gotowaniu i układaniu diety na cały przyszły tydzień.  Na drugie śniadanie zrobiłam koktajl a'la Pina colada, na obiad pkacki z selera i pomidory ze śmietaną, a na późną kolację zupę krem z marchewki i sera żółtego. Chyba będę musiała zaopatrzyć się w nową patelnię, bo ostatnio kiedy nie robię jakieś placki czy naleśniki, mam problem z przewróceniem na drugą stronę i wszystko mi się rozwala. Trening w sobotę również wleciał, ale tylko do połowy z Agatą, a połowę z Cindy Crawford. Zabrakło mi jakoś sił i czułam się słabo, może dlatego że zbliża się @.

 





NIEDZIELA

 

Niedzielę rozpoczęłam przepysznym śniadaniem fit, czyli jaglanką z awokado, daktylami i żurawiną na mleku kokosowym. Zblendowana kasza jaglana jest całkiem ok :P 

 


 

Przed pójściem na zakupy spożywcze zrobiłam sobie fotkę swojej sylwetki i wypiłam kawę, plus zjadłam pół batonika. Dowiedziałam się też że 30 stycznia jest Dniem Croissanta, postanowiłam więc święta celebrować :P 

 



Podoba mi się to co widzę na zdjęciu. W końcu w miarę płaski brzuch, boczki zniknęły i ogólnie jest mnie dużo mniej niż w listopadzie. Kiedyś pokażę Wam różnicę. 

Oprócz zakupów spożywczych wypłaciłam też pierwszy raz pieniądze z Western Union, bo mój P. kupił sobie nowy laptop oraz baterię do mojego. Trochę się bałam że pieniędzy z Polski nie zobaczę, ale poszło wszystko gładko i sprawnie. Zrobiłam też małe zakupy kosmetyczne i będę testować nowy tusz do rzęs. Szukałam dalej słoiczków na owsiankę, ale na razie nic nie znalazłam. W Rebosie również nie było nic ciekawego, ale za to odkryłam z moim P. że można wejść na podziemny parking i poobserwować miasto z góry :P 








Po południu zjadłam pół rogalika, bo święto należy czcić, zrobiłam kremowy deser chia z mango i naleśniki z herbatnikowym twarogiem, przy czym zjadłam tylko dwa. Potem zabrałam się za sprzątanie kuchni, bo wyglądała jak po przejściu tornado. Przez około godzinkę zrobiłam niewiele ale i tak już lepiej to wygląda niż przed. Niedzielny trening zrobiłam z Agatą na wewnętrzną stronę ud, bardzo lubię takie treningi, chociaż jedno z ćwiczeń, gdzie trzeba było wykonać skoki ledwo dałam radę. 

 





I na koniec dnia zrobiłam sobie małe porównanie sylwetki. Daleko mi do bycia fit, ale małymi krokami do celu. Na kolację wpadły jajochlebki z dżemem. Chciałam też obejrzeć na Netflixie film "Yara" ale w połowie filmu przysnęło mi się, więc muszę go odpalić jeszcze raz, chociaż znam zakończnie. I tak wyglądał mój weekend. Piszę posta na szybko, bo znów czas mnie goni, a przede mną jeszcze kolejny trening, zrobienie obiadu i praca na nockę.






Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia