niedziela, 26 stycznia 2020

Wyzwanie czytelnicze i Netflix

Tydzień w pracy na nocnej zmianie jakoś zleciał, weekend to już w ogóle w tempie światła, czas na zmiany popołudniowe. Heh, każda zmiana ma dla mnie minusy i żadnej nie lubię. Teraz będę wracać do domu o 23, więc niewiele co uda mi się zrobić, a rano jak to ja lubię pospać do 10.00 więc tymbardziej.
No ale zajmijmy się na razie weekendem. W końcu udało mi się ukończyć 1 z 52 książek w tym roku. Nie cieszę się, bo powinnam już mieć na swym koncie co najmniej cztery, ale mam nadzieję, że to nadrobię. Jak już wcześniej pokazywałam, skończyłam czytać pozycję, którą znalazłam w mojej bibliotece w UK "Morderstwo jako dzieło sztuki" Davida Morella. Książka mi się bardzo podobała, bo ja lubię jeśli w książce jest jakiś trup. No i czas XIX w., w którym akcja się toczy to jest to co uwielbiam. A jeszcze dodatkowo wszystko to dzieje się w Anglii, no po prostu nic tylko czytać. Trochę długo ją męczyłam, ale tylko dlatego, że zawsze gdzieś internet wygrywał z czytaniem.



W weekend obejrzałam też na Netflixie film pt. "Upadek Grace". Mimo nieprzychylnych komentarzy na Filmwebie mnie się podobał. Pokazuje, jak łatwowierne potrafią być samotne kobiety, jak szybko dają się okręcić wokół palca przystojnym mężczyznom. Oczywiście film nie jest tylko o tym, bo głównym motywem jest całkowicie co innego. Przede wszystkim morderstwo i udowodnienie niewinności oskarżonej. Końcówka może Was zaskoczyć, chociaż ja gdzieś tam przewidywałam, że...jednak nie będę zdradzać szczegółów. Film obejrzyjcie sami.



Dodatkowo tak jakoś wciągnęłam się w oglądanie, że obejrzałam też dwa pierwsze odcinki filmów dokumentalnych na Netflixie. Pierwszy z nich to "Nasza planeta" a drugi "Tajemnicze choroby". Nasza planeta to raj dla moich oczu, przepięknie wszystko pokazane, bez drastycznych scen. Miałam wrażenie, że widzę to wszystko na żywo. Szkoda tylko, że oglądałam na małym ekranie, bo już wyobrażam sobie jakby to cudnie wyglądało na dużym. No ale jak się nie ma, to się lubi co się ma.
Tajemnicze choroby zaś też ciekawie się oglądało, ale jakoś nie do końca przekonywały mnie te osoby. Miałam wrażenie, że to wszystko zmyślone, no bo jak można cierpieć na chroniczne zmęczenie a ruszać normalnie rękoma, a nogami już niekoniecznie. I dodatkowo ten dziwny uśmiech, jakby ironiczny spowodował że nie do końca w to uwierzyłam. Tak samo jak kobiecie cierpiącej z powodu fal elektromagnetycznych. Chyba najbardziej przekonująca była ostatnia osoba, która nie może się stykać z pleśnią. No ale co ja się tam znam na chorobach, wiem że dziwnych ludzi nie brakuje na świecie ale czy takie choroby faktycznie istnieją...być może. 

Niedziela natomiast zleciała mi na zakupach spożywczych. Pogoda w UK dziś deszczowa, więc pędem kupiłam co miałam kupić i wróciłam do domu. W weekend nie zrobiłam nic dla siebie, lenistwo wzięło górę, jedynie wypiłam dwa kubki rumianku i zjadłam witaminy w postaci awokado na kanapce, posypane oregano. Około północy ugotowałam zupę z zielonej fasolki, więc będę miała ją na jutro.


A teraz idę oglądać chociaż kawałek filmu "Doktor Sen", bo skoro mój brat poleca to znaczy, że musi być fajny. Brat jest moją motywacją od kilku lat, ale o tym kiedy indziej.

sobota, 25 stycznia 2020

To nie jest mój dzień

Dzisiaj niestety nie jest mój dzień. Tzn, wczoraj, bo posta piszę wcześniej a publikuję go następnego dnia. Wstałam baaardzo późno, bo aż po 16-tej. Nie lubię wtedy siebie, chociaż z drugiej strony organizm po nocce pewnie sam wie najlepiej ile mu potrzeba snu. Jest godzina 19.00 i za 2 godziny znów zaraz idę do pracy. Nie lubię piątków na nocnej zmianie, bo nigdy nie wiem o której skończę. Zazwyczaj muszę wracać do domu w środku nocy bo rzadko jest komu podwieźć mnie pod dom. Na samą myśl robi mi się niedobrze, dodatkowo kiedy wiem że czeka mnie mycie maszyn.

Chwilę porozmawiałam z kolegą z USA o nowych serialach na Netflixie, potem z mamą, siostrą i zrobiło się bardzo późno. Czuję się niedospana, bez energii i najchętniej poszłabym dalej spać. Dobrze że to ostatni dzień i przede mną weekend, krótki ale jednak.

Jedynie co zrobiłam dziś dla siebie to wypiłam pokrzywę.

Jednak wróciłam do domu po 20 minutach pracy. Okazało się, że brak produktu, więc zostałam wysłana do domu. Z jednej strony ucieszyłam się bo nie musiałam wracać po nocy, z drugiej strony jednak byłam zła, bo nic nie zarobiłam a straciłam czas na szykowanie się do pracy i dojście. Ale takie to uroki pracy w UK.


Na dodatek zamiast wykorzystać że mogłam w nocy spać, siedziałam do bardzo późna i oglądałam YT :/ To zdecydowanie nie był mój dzień.

piątek, 24 stycznia 2020

Nowości kosmetyczne z TK MAXX i Boots

Yupii, udało mi się zapisać do lekarza. Pierwszy cel tego roku spełniony. Odkładałam go ile mogłam, chyba cierpię na syndrom białego fartucha. Nie wiem tylko czy uda mi się dogadać po angielsku, zwłaszcza że nie znam słownictwa związanego z bólem pięt i powstałych w niej ostróg. No ale pierwsze koty za płoty, 10 lutego w południe jestem umówiona na wizytę. Jeszcze mam więc trochę czasu by się przygotować.
Dziś wstałam o 14.00 po nocnej zmianie, więc 2 godzinki wcześniej niż wczoraj. Obiecałam sobie, że jeśli uda mi się wcześniej zwlec z łóżka pójdę do counsilu postawić "bid" na papierze. I udało się, chociaż musiałam wracać się dwa razy, bo jakoś nie wpadło mi do głowy by wziąć kartę rejestracyjną. Na dodatek zostawiłam w urzędzie swoje zimowe rękawiczki, ale szczerze mówiąc nie jest mi ich żal, bo już były bardzo zniszczone. No i jest pretekst by zaopatrzyć się w nowe, ładniejsze.
Przeszłam się też chwilkę po mieście w poszukiwaniu skarbonki. Po drodze mijam często tą oto wystawę poniżej. Czy te misie i króliczki nie są słodkie? Niestety są bardzo drogie, bo to kolekcja limitowana.



W domu zmotywowana nową fryzurą Oli z kanału Lastdream, nałożyłam odżywkę na włosy, zrobiłam szybką mikrodermabrazję twarzy i nałożyłam maseczkę. W tym miesiącu staram się dbać o siebie bardziej. Starłam też sobie marchewkę i po raz kolejny zrobiłam swój koktajl z jarmużu i selera. Tylko tym razem bez banana. Po kąpieli testowałam nowy balsam.
Wszystkie poniższe kosmetyki bardzo polecam oprócz tego masełka do ust z TK Maxx. Kosztowało mnie ono 3 funty ale po posmarowaniu czuję w ustach ogromnie gorzki posmak. Za to uwielbiam zapach szamponu Love beauty and planet. Pachnie ziołami albo takim olejkiem zapachowym do kąpieli. Balsam jest również ok, czuć silny zapach różany i jest wydajny jak na tą cenę.
Peeling czy domowa mikrodermabrazję z Botanics również polecam. Od kiedy wykonuję ją w miarę regularnie, moja twarz się lekko wygładziła a nawet znikły niektóre przebarwienia. 






Pokonałam też lenistwo i nie poszłam na łatwiznę z obiadem. Zrobiłam ciasto na tartę, a farszem zajął się mój P. Przepis na tartę z jajkiem, kurczakiem i brokułami znajdziecie na kwestii smaku.

Na koniec chwila z książką i czas uciekać do pracy.

czwartek, 23 stycznia 2020

Codziennik 22 stycznia

Hej, przychodzę z małym update bloga. Przeglądając historię swoich blogów, natknęłam się na jednego, którego prowadziłam jeszcze przed wyjazdem do UK, czyli ponad 5 lat temu. Tam na bieżąco opisywałam swoje dni, nie zawsze się udawało ale fajnie było sobie teraz poczytać i powspominać. Chciałabym do tego wrócić. Wiem, że nie zawsze mi czas na to pozwoli przy obecnej mojej pracy, zwłaszcza na bawienie się w obróbkę zdjęć, dlatego od teraz będą się pojawiać posty na bieżąco ale niekoniecznie z fotkami.

Właśnie słucham sobie swojej playlisty na YT. Ostatnio zapominam, że istnieje coś takiego jak muzyka. Czas to też zmienić. Wstałam dziś o 16.00 po nocnej zmianie, trochę późno ale przynajmniej się wyspałam. Zjadłam swoją owsiankę, poczytałam 10 stron książki, którą niedługo ukończę. Zbyt jednak wolno idzie mi czytanie. Już niedługo koniec stycznia a ja dopiero kończę 1 z 52 książek tego roku. Jeśli lubicie czytać o morderstwach w dawnej Anglii, klimat XIX wieku to jak nabardziej polecam. Mnie się bardzo podoba i zamierzam ją na dniach ukończyć.


Ostatnio tęż dbam bardziej o swoje zdrowie i dziś również udało mi się pokonać lenistwo. Wypiłam cały kubek zaparzonych liści pokrzywy, zjadłam startą marchewkę i wypiłam koktajl z selera, jarmużu i banana (z polecenia Karoliny Sobańskiej). Biorę też dużo witamin.

Jak wiecie zmagam się z bólem prawej nogi i ostrogą. Dzisiaj więc w końcu postanowiłam nadrobić zaległe sprawy i zapisać się do lekarza w UK. Niestety na razie wolnych terminów brak, ale będę zaglądać codziennie. Zauważyłam, że kiedy klęczę na palcach w prawej nodze czuję ogromny ból kości palców. Cel na weekend: poszukać ćwiczeń na zmęczone stopy.

"Zabidowałam" też dom z counsilu. Chciałabym dostać w końcu swój dom, w którym mogę urządzać się tak jak chcę. Jakby się jeszcze udało dostać taki z ogrodem byłabym szczęśliwa. Dom który zabookowałam dzisiaj posiada wszelkie atuty, ma ogród i jest blisko centrum. 2020 please be good to me.

Wyszukałam też tabletki na moje dolegliwości zdrowotne i z rana przejdę się do supermarketu z nadzieją, że uda mi się je kupić.

Pod wieczór zaś odpisałam na zaległe e-maile z ebaya i poprosiłam o zwrot pieniędzy za niedostarczony roller do twarzy i jeżyki medyczne. Szkoda :(

No a teraz lecę pod prysznic i zmykam do pracy na nocną zmianę. 

niedziela, 12 stycznia 2020

Koniec obżarstwa, ograniczam cukier

Styczeń zaczął się nieciekawymi wieściami rodzinnymi dla mnie. Jest mi smutno ale ufam, że wszystko będzie dobrze. Zdrowie mamy jedno, czasem przez głupotę, złe nawyki sami doprowadzamy do tragedii. Niestety ja również nie dbam o swoje zdrowie, nie chodzę do lekarza, śpię bardzo mało i nie w tych godzinach co powinnam, jem zwykle byle jak. O kondycji nie wspomnę. 
Miałam nie robić żadnych postanowień, ale widzę że bez pewnego planu też sama nie potrafię zmusić się do pewnych rzeczy. Wczoraj więc usiadłam i zrobiłam sobie plan na styczeń. Obiecałam sobie również, że jeżeli wykonam 3/4 z tego, to dam sobie sama nagrodę w postaci  np. nowej bluzki. Czas pokaże na ile będę silna i zmotywowana. 
Niedziela będzie krótka dla mnie, bo o 3 w nocy wychodzę do pracy. Mimo to nie chcę jej zmarnować negatywnymi myślami i nieróbstwem z powodu tego, że muszę wcześniej wstać, a właściwie wcale nie spać. Mam nadzieję że uda mi się zdrzemnąć jeszcze chociaż trochę. 
Nie wiem co jecie na śniadania, u mnie zazwyczaj jest to owsianka z bananem i rodzynkami. Jakoś kanapki nie wchodzą mi na czczo ani żadne inne śniadania w postaci jajecznicy itd. Dziś do swojej owsianki dorzuciłam jagody, które czasami mam okazję wziąć z pracy (tylko cichosza).



Postanowiłam ograniczyć w tym miesiącu też cukier i zmniejszyć ilość spożywanych kalorii, bo już źle się czuję ze sobą. Zaczynam wyglądać jak kiedyś przed przyjazdem do UK, a bardzo bym nie chciała ważyć tyle co wtedy. Jednak pokażę Wam jakie ostatnie ciastka udało mi się przetestować.


6/1001


Pierwsze z nich są to typowo angielskie babeczki, które często można tu spotkać. Smaki są różne, te akurat są z jabłkami i czarną porzeczką. Nie powiem, żeby mi szczególnie smakowały ale Anglicy ogólnie nie mają dobrych ciast. Przynajmniej wg mojej opinii.

7/1001


Te ciastka również znajdziecie w angielskich sklepach bardzo często. Są to tzw. flapjacki w skład których wchodzą płatki owsiane. Jedno ciasteczko ma 71 kalorii, a ja dziennie jadłam kilka sztuk, więc sami widzicie ile kalorii wrzucałam w siebie. A nie powiem, że też szczególnie bym je lubiła, i gdyby nie to że były przecenione o ponad połowę, to nie wiem czy bym je wzięła. 

No ale koniec tego słodkiego szaleństwa, chociaż zamierzam upiec jeszcze korzenne brownie z suszonymi śliwkami. Może nawet dziś mi się jeszcze uda to zrobić. Chcę również dzisiaj jeszcze podprażyć sobie do pracy płatki owsiane na patelni, żeby mieć na cały tydzień lunch do pracy. W połączeniu z jogurtem i owocami - pycha. 

Na koniec polecę Wam jeszcze jeden utwór, który znalazłam u kogoś na blogu muzycznym. Nigdy nie słuchałam jakoś szczególnie zespołu U2, ale ta piosenka bardzo mi wpadła w ucho. Miłego słuchania U2 i jego utworu Ahimsa.




czwartek, 2 stycznia 2020

Stroik świąteczny, zaczynam działać.

Dzisiaj jestem z siebie w miarę dumna. W miarę, bo mogłam wykrzesać z siebie więcej, ale nic na siłę. Chcę spełniać swoje plany pomału i bez szybkiego zniechęcenia. Ostatnio w mojej głowie dzieją się jakieś przemiany, nie wiem czy to za sprawą tego że Nowy Rok, a więc nowa ja, ale chyba zaczynam rozumieć co jest dla mnie najważniejsze i co może zmienić moją przyszłość. Nie wiem jak będzie kiedy wrócę do pracy, być może znów zmęczenie weźmie górę i poddam się szybciej niż zaczęłam cokolwiek działać. A już jutro czeka mnie wielki powrót do pracy po dwu tygodniach laby. 
Jak wiecie w tym roku znowu podjęłam się wyzwania czytelniczego "52 książki w rok". Mam nadzieję, że tym razem się uda albo że chociaż przeczytam więcej niż w 2019 roku. Zaczęłam więc czytać 1 z 52 książek i jako pierwsza w moje ręce wpadła pozycja "Morderstwo jako dzieło sztuki" Davida Morella. Jeśli lubicie książki o Kubie Rozpruwaczu, dawnej Anglii, ciemnych zaułkach, biedzie, ulicznych prostytutkach to ta książka jest dla Was. Mnie już wciągnęła i pierwsze 100 stron za mną. Postawiłam sobie limit, że w dni kiedy nie pracuję, czyli głównie weekendy 100 stron muszę przeczytać. Tylko w ten sposób jestem w stanie ukończyć to wyzwanie, bo na tygodniu z czasem bywa różnie. 
Wczoraj też postanowiłam, że czas obejrzeć stare niedokończone seriale, nim zacznę oglądać nowe. I tak oto udało mi się obejrzeć dwa odcinki drugiego sezonu Stranger Things. Czy Wy też go lubicie i czujecie taki niepokój kiedy go oglądacie?
Po południu miałam wielką ochotę się zdrzemnąć, ale stwierdziłam, że jak zacznę się przyzwyczajać do popołudniowych drzemek to organizm będzie ciągle domagał się snu. Wstałam więc i ugotowałam obiad, pozmywałam i ogarnęłam kuchnię, a nawet nałożyłam węglową maseczkę na twarz. Rano wypiłam też po raz drugi koktajl z selera i jarmużu i wzięłam witaminy. 


Dokończyłam też swój stroik świąteczny metodą DIY, czyli słoik obtoczony w gruboziarnistej soli. Dzisiaj znalazłam do niego szary sznurek i kawałek sztucznej gałązki. Nie wygląda może to imponująco, ale i tak jestem zadowolona z efektu. 




Pod wieczór zaś wzięłam się w końcu za angielski i zaczęłam tłumaczyć pierwszą lepszą wypożyczoną książkę dla młodzieży w tym języku. W weekend chcę bardziej przysiąść do nauki, ale zobaczymy jak to wyjdzie. 
Trochę żałuję, że nie wyszłam na spacer albo nie poćwiczyłam, by zrzucić zbędne kalorie (a przytyło mi się bardzo), ale mam nadzieję, że i na to przyjdzie czas. 
A teraz chyba lecę oglądać film, ale nie wiem czy uda mi się cały obejrzeć z racji tego że już jest północ. A ponieważ chcę oduczyć się późnego chodzenia spać więc prawdopodobnie dokończę go jutro albo w weekend. 
Dobrej nocy.

środa, 1 stycznia 2020

Nasz Sylwester i czy robię postanowienia noworoczne.

No i mamy Nowy Rok.  Mam nadzieję, że poprzedni był dla Was łaskawy i przyniósł Wam wiele radości i cudownych chwil. Dla mnie był po prostu ok, bywało lepiej. Najbardziej podupadło mi zdrowie, doszły problemy z kręgosłupem i nogami. O powrocie na siłownię przestałam marzyć. Kulturalnie udało mi się obejrzeć tylko 41 filmów i przeczytać prawie 20 książek (zabrakło 50 stron). Bardzo słabo, niby ciut lepiej niż w 2018 roku, ale nadal nie jestem zadowolona z wyniku. W tym roku nawet podróżniczo nie mam się czym pochwalić, byłam tylko w odwiedzinach u rodziców w Polsce oraz nad morzem w UK, niedaleko od miejsca mego zamieszkania. Pracy nie zmieniłam, nadal pracuję w tym samym miejscu i męczę się fizycznie. Angielski...bez zmian. Żadnych nowych umiejętności nie posiadłam, szydełkowania i rysunku prawie wcale nie tykałam. Czuję się jak niedźwiedź, który zapadł w zimowy sen i przespał wiosnę. Niby nie było tak źle, ot zwykły rok który przeleciał w tempie światła.
Na 2020 postanowiłam nie robić wielkich planów, bo wiem że umierają śmiercią naturalną jeszcze w styczniu.Ok, mam jeden cel, przeczytać w końcu 52 książki albo chociaż poprawić wynik poprzedniego roku. 
Zawsze co roku tradycją naszą, razem z moim P. był spacer w pierwszym dniu Nowego Roku. Po raz pierwszy jednak nie mam ochoty na wyjście z domu. Nie myślcie jednak, że mam zamiar być leniwa cały rok. Co to, to nie. Dzisiaj sobie robię jeszcze jeden dzień laby, ale od jutra będę starać się robić wszystko, bym miała się czym pochwalić jego ostatniego dnia. Tak, mówię to co roku więc chyba znów się sama przed sobą ośmieszam, ale w coś wierzyć muszę :P No więc wierzę, że tym razem się uda. 
Sylwester zleciał mi bardzo szybko i bardzo spokojnie. Głównie z muzyką z radia i moim P. Nawet nie wiem kiedy wybiła północ. Zdecydowanie nie zdążyłam się nacieszyć tym dniem, trochę z mojej winy bo za długo spędziłam czas w kuchni. Świętowanie w sumie zaczęliśmy dopiero o 22.00




A jak u WAS minął ten dzień. Bawiliście się do białego rana? Ktoś ma jakieś postanowienia noworoczne? Dajcie znać, chętnie do Was zajrzę.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia