piątek, 16 października 2020

Boże ciało, joga i kisiel z gruszek

Witam :)

Od piątku mam trzy dni wolnego, więc bardzo się cieszę. Zazwyczaj mam dwa lub półtora. Możliwe, że znów szykują nam się zmiany shiftów. Jeśli siostra powiedziała mi prawdę, będziemy pracować albo na ranki albo na nocki. Jakoś nie chce mi się w to jednak wierzyć, bo z opowieści ludzi wiem, że raczej znajdą mało chętnych osób na nocki. Mam nadzieję, że dowiem się czegoś w poniedziałek.

Dzisiejszy dzień wykorzystałam połowicznie, bo jak zawsze lenistwo wzięło górę, a trochę i za sprawą babskich dni nie chciało mi się nic robić. Wczoraj z moim P. obejrzeliśmy na Netflix film "Boże ciało".

 


Świetny film, mnie się bardzo podobał. Czytałam opinie na Filmwebie i wielu ludzi go krytykowało, w sumie każdy ma prawo do własnego zdania. Dla mnie jeden z lepszych jakie ostatnio oglądałam, a zazwyczaj same szmiry mi się trafiały. Jedynie co mi przeszkadzało w Bożym ciele to za duża dawka wulgaryzmów i oczywiście sceny seksualne. Przez to wiem, że już moim rodzicom go nie polecę, bo oni takich filmów nie tolerują, chociaż sama treść na pewno by im się podobała. Bardzo podobał mi się też aktor, który wcielił się w główną rolę, i nie mówię tu o wyglądzie ale o całokształcie. Film ponoć oparty na prawdziwych wydarzeniach, chociaż pierwszy raz słyszę taką historię by młody chłopak z marginesu udawał księdza. Muszę przegrzebać internet, czy takie zdarzenie miało miejsce bo bardzo mnie to zainteresowało. A Wy oglądaliście ten film?

Oczywiście przez film poszłam spać o 3 w nocy, a wstałam przed 11. W nocy średnio mi się spało, jakoś nie mogłam zasnąć. Ogarnęłam się jednak po wstaniu, zjadłam owsiankę, umyłam się, nałożyłam kwas hialuronowy na twarz, krem z filtrem 50, a nawet umyłam zęby po kawie bo staram się o tym pamiętać. W południe zrobiłam sobie herbatkę, po którą bardzo rzadko sięgam, bo zazwyczaj do obiadu piję zieloną. 

 


Herbatka pochodzi z Rygi i jest z dodatkami płatków róży i aksamitki (o ile mój translator dobrze przetłumaczył) oraz rumu. Muszę w końcu pozbyć się zapasów herbaty, bo tyle nowości do wypróbowania a miejsca w szafce brak. A ja jestem miłośniczką wszelkich herbat, kaw i ziółek. Nie przepadam za to za sokami, napojami gazowanymi i rzadko je kupuję.

Zrobiłam dziś w końcu dwa treningi jogi na ból lędźwi. Jeden z Olą Żelazo, a drugi z Gosią Mostowską. Ostatnio bardzo mi dokucza ból w dole pleców, wstaję z kanapy jak połamana i czuję że coś złego dzieje się z moim kręgosłupem. Muszę więc teraz o niego zadbać, chociaż nie wiem czy nie za późno na to, a praca też niestety jest jaka jest. Pracy póki co nie zmienię, ale poćwiczyć mogę, bo to nie jest niewiadomo jaki wysiłek, a przynosi ulgę. Poza tym problem z kręgosłupem miała moja babcia, teraz moja mama i niestety i mi w genach też to się dostało, bo siostrze chyba raczej średnio.


 

Na obiad dziś jadłam przepyszne schabowe króla Ludwiczka z pieczonymi ziemniaczkami i surówką. Schabowe robił mój P. więc jestem mu za to wdzięczna, że nie musiałam dzisiaj stać w kuchni. Zrobiłam jedynie kisiel z gruszek z dodatkiem bitej śmietany, cynamonu i płatków migdałowych. Nawet nie wiedziałam, że kisiel się tak łatwo robi, zawsze jadłam te kupne. A od kiedy mieszkam w UK w ogóle bardzo rzadko jadłam kisiel. Jednak jak trafiłam przypadkowo na zdjęcie w internecie, to musiałam go zrobić. Tylko wyszedł mi trochę za rzadki, albo za krótko go gotowałam albo gruszki miały już w sobie za dużo wody, bo były bardzo dojrzałe. Na pewno jednak będę robić od teraz takie domowe kisiele, tyle że z różnymi owocami.






I tak dzisiaj zleciał mi piątek, trochę na gotowaniu, trochę na rozmowach z mamą i siostrą, trochę na przeglądaniu wiadomości na świecie i jodze. A teraz czas na miętę i dalszy relaks, może film albo wieczór z Mrozem.

wtorek, 13 października 2020

Praca praca, powroty nocą i moje ostatnie odżywianie.

 Hej.

Postanowiłam pisać bloga w moje dni wolne i zdawać relację co u mnie słychać. Mam nadzieję, że raz w tygodniu lub dwa będą posty. Chciałabym być systematyczna i uczyć się tego. I oczywiście mieć pamiątkę dla samej siebie za kilka lat, kiedy tu wrócę. 

Ostatnie dni były męczące w pracy. Trochę poczułam się niesprawiedliwie potraktowana i nawet łezka w oku mi się zakręciła. Staram się dać z siebie wszystko, mam wrażenie że większość swoich sił zostawiam właśnie tam. Okazuje się jednak, że i tak nikt nie docenia tego co robię, jestem potrzebna tylko wtedy, kiedy trzeba. Bardzo byłam zła, kiedy zostałam wysłana prawie w środku nocy do domu, o 4 rano. Musiałam potem wracać 45 minut pieszo wśród nieoświetlonych uliczek, do tego pustych. Oczywiście szłam z duszą na ramieniu, bo moje miasto to miasto imigrantów o różnej nacji. Większość z nich nie chcielibyście spotkać w środku nocy. Parę razy przechodziłam na drugą stronę, kiedy szedł samotny mężczyzna z naprzeciwka. Jak na złość mój P. nie odbierał telefonu, bo spał. Na szczęście przełamałam strach i jakoś dotarłam do domu. Gdybym miała wracać o 2 czy 3 w nocy, nie zdecydowałabym się. O 4 powiedzmy, że sporadycznie już ktoś idzie do pracy, chociaż akurat nie ma to znaczenia. Tak czy siak byłam bardzo zła, bo robota była i do tej 6 rano mogłam cokolwiek robić. Kolejnego zaś dnia dostałam sms czy mogę przyjść na 6 rano w poniedziałek. A ja byłam po nocnej zmianie z soboty na niedzielę. Obudziłam się w południe, by zaraz znów iść spać i wstać o 4 rano. Nie udało mi się zmrużyć oka ani na sekundę. Do tego obcy ludzie, bo nie moja zmiana. No i domiar złego trafiło mi się mycie maszyn, więc wróciłam do domu zmęczona, niewyspana i przemoczona bo po pracy padał jeszcze deszcz. Postanowiłam jednak zrobić zakupy, by wtorek mieć wolny cały dla siebie. A w środę czyli jutro znów pobudka o 4 rano i powrót po 18. I takie to moje życie za granicą, mało czasu na życie prywatne, a kiedy trochę wolnego odsypiam i regeneruję ból mięśni i kręgosłupa. No ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Sama tego chciałam, chociaż drugi raz bym się nie zdecydowała na ten krok.

Obiady w dni pracujące jem po 19, jeśli mam na ranną zmianę. Muszę jakoś to zmienić, bo nie dość że późna pora, dla żołądka niezdrowo, to jeszcze tyję, bo potem zaraz kładę się spać. Chyba więc albo zrezygnuję z obiadów całkowicie i zjem jakąś sałatkę, albo trzeba wymyślić coś innego. Do pracy jakoś nie umiem brać obiadów, bo na przerwie każdy zagląda każdemu w "talerz". A jak jeszcze ma jakiś zapach ryby, to zaraz i krzywo patrzą, bo jak tak można. Pamiętam jak kiedyś kolega przyniósł wędzoną rybę i odgrzał ją w mikrofali a zapach rozniósł się na całą kantynę. Jakie były rozmowy za jego plecami, naśmiewanie się. Ludzie są wredni, może nie wszyscy, ale na palcach jednej ręki mogłabym policzyć tych normalniejszych. 

Wczoraj z braku czasu, wypróbowałam nowe danie z supermarketu Asda. Był to makaron z brokułami i łososiem. Za 1,50 funta powiedzmy że zaspokoiłam głód, ale do rewelacji ta potrawa nie należała. Sos bez smaku, niedoprawiony, musiałam trochę posolić. Do tego znalazłam w przecenie sushi, za całe 5 pensów. W Anglii na przecenach można się nieźle najeść. Niestety też mi nie smakowało. A oba dania prezentowały się tak (sorry za jakość)



Po pracy padłam o 21 spać, więc sami widzicie że zaraz po jedzeniu. Spałam aż do 9 rano. Z początku wydawało mi się, że czuję się super wyspana, no bo tyle godzin snu ale w południe zdrzemnęłam się jeszcze godzinkę. Nad ranem poczytałam trochę ebooka Remigiusza Mroza "Kasacja". Nawet przyjemnie się czyta, chociaż myślałam że książka będzie całkiem o czym innym. 60% książki za mną i mam nadzieję że na dniach ją przeczytam. Tylko nie wiem, czy sięgać dalej po drugi tom z tej serii czy wybrać całkiem inną lekturę. Muszę się zastanowić. 

Miałam dziś w planach tyle rzeczy. Chciałam zrobić jogę, kisiel z gruszek, ciasteczka w kształcie figi, zjeść obiad o normalnej porze, szydełkować, zadbać o siebie. No cóż...Jedynie udało mi się zrobić na obiad serowe kotlety w kapuście, bo też chciałam już rezygnować i z tego. Powiedziałam sobie jednak "spróbuj", może wcale aż tak dużo roboty przy tym nie ma i rzeczywiście 40 minut stania w kuchni i danie wyszło przepyszne.

Na śniadanie zrobiłam sobie omlet z masłem orzechowym, a do kawy wypróbowałam nowe kupne ciastka z Asdy. Niestety też mi nie smakowały, jabłka w ogóle nie przypominały jabłek a samo ciasto miało posmak gorzkawy i sztuczny. Ale za takie pieniądze nie spodziewałam się, że będą pyszne. Jednak drugi raz ich nie kupię. Wieczorem wypiłam miętkę, tą akurat mogę pić hektolitrami.


I tak wyglądały moje ostatnie dwa dni. Praca, praca i  odsypianie. 

W ogóle to muszę siąść i uzupełnić w końcu moje listy "marzeń". Wykreślić niektóre punkty, dopisać nowe itp. A teraz idę myć się, myć włosy i kłaść się do łóżka, bo przede mną dwa dni pracy (o ile mi nie zmienią) od 6 rano do 18 wieczór. Jutro i pojutrze więc posta nie będzie. Potem mam nadzieję 3 dni wolnego więc może uda się coś naskrobać. Do zobaczenia.


sobota, 3 października 2020

Moje hobby - szydełkowe zabawki

 Hejka :)

W ostatnim poście pisałam że nic mnie nie cieszy. Nadal tak jest, ale staram się o tym jak najmniej myśleć. Od kiedy oglądam na YT kanał "karolinag" (swoją drogą polecam, zwłaszcza jeśli ktoś ma dzieci w podobnym wieku) stwierdzam, że za dużo się użalam tutaj. Nie chcę być taka, zwłaszcza że mało kto lubi osoby marudne i wiecznie narzekające. To miał być blog o spełnianiu marzeń, a nie wiecznym marudzeniu. Postaram się więc publikować tu bardziej radosne posty i pokazać, że działam a nie stoję w miejscu. 

Obiecałam Wam, że pokażę czym ostatnio się zajmuję, co pochłania mój czas od kilku dni. Jak wiecie, staram się szydełkować, bo bardzo to lubię i mimo braku czasu zawzięłam się i skończyłam kolejną zabawkę w stylu amigurumi. Ba, w kolejny wieczór zrobiłam połowę kolejnej. Jakby tego było mało chcę spróbować swych sił w nowej dziedzinie, a mianowicie makramach. Zamówiłam już sznurek, który wczoraj dostarczył mi listonosz. Teraz tylko muszę pooglądać jak się robi makramy i spróbować samemu stworzyć coś na początek prostego.

A oto efekty mojej dłubaniny. Widzę jeszcze sporo błędów, ale mam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Chciałabym się tym zajmować bardziej poważnie i może czasem dorobić, ale nie nastawiam się na to.





I jak Wam się podobają moje robótki? Lubicie takie rzeczy? Widzielibyście u siebie w domu takie ręcznie robione zabawki?

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia