Ajjj z tą moją regularnością pisania jest tragicznie. Więcej nie obiecuję sobie
nic. Gdybym może jeszcze nie pracowała w takim trybie jak pracuję, to może
jeszcze takie obietnice mogłabym sobie składać. Jednak znów rzeczywistość mnie
przytłoczyła i pokazała co o tym myśli. A miało być tak pięknie. Miałam ten rok
zacząć z przytupem (hahaha). Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, tak źle
jeszcze nie było. Nie wiem czy to depresja z powodu pandemii, czy zmęczenie
życiem ale nie daję rady sama ze sobą. Normalnie nic mi się nie chce. Kompletnie
nic. Gdyby nie praca to pewnie przeleżałabym w łóżku cały dzień. Co
najśmieszniejsze cierpię na bezsenność która mnie wykańcza, więc tylko leżę a
sen przychodzi o 8 rano albo wcale. A sami wiecie co może zdziałać człowiek
który czuje się jak zombie, jak żywy chodzący trup. Winny próbuje się tłumczyć.
Jedynie co udaje mi się jeszcze jako tako, to czytanie książek, chociaż też nie
tak jakbym chciała. No ale kończę już czytać drugą książkę i mam nadzieję że
jeszcze w styczniu zacznę trzecią. Od początku stycznia nie obejrzałam nic,
żadnego filmu, żadnego odcinka serialu. No dobra, byłam też 3 razy na spacerze więc
tu też mogę zaliczyć progress. No i naszkicowałam jeden rysunek ołówkiem, ale
niestety kot (bo jego rysowałam) przypomina raczej rysia spod ręki dziecka z
podstawówki. W tym roku nie idzie mi też dieta, obżeram się na potęgę
słodyczami, nie ćwiczę i gotuję byle co albo jem co popadnie. Raz tylko udało mi
się znaleźć siły na zrobienie zupy brokułowej, bo zupy to u mnie rzadkość.
Najgorsza jednak dziedzina która mnie doprowadza do szału to ogarnięcie domu.
Nie chcielibyście zobaczyć jak wygląda obecnie moje mieszkanie. W tym roku nie
robiłam postanowień i widzę że dobrze zrobiłam, bo umarłyby śmiercią naturalną
już drugiego dnia stycznia. Na razie tyle wieści z mojego nudnego życia, które i
tak nikogo nie interesuje, ale piszę bo poczułam taką potrzebę. Mam nadzieję że
u Was jest dużo lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz